Po czwartkowym odpoczynku nad jeziorem Aspen postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę. Naszym celem stał się kraj fiordów, trolli i ropy naftowej, czyli Norwegia. Okazało się jednak, że ktoś miał dla nas inny scenariusz, a wszystko od początku zmierzało do tego, że nasz misterny plan miał wkrótce umrzeć śmiercią naturalną.
Dzień rozpoczęliśmy tradycyjnie od McDonalda. Nakarmiliśmy nie tylko nasze brzuchy hamburgerami, ale i padnięty sprzęt świeżutką porcją prądu i pogrzebaliśmy trochę w Internecie. Spisaliśmy sobie campingi w Oslo, a potem wytropiliśmy kierunek, w którym powinniśmy wyjechać z miasta, tak by móc łapać stopa do Norwegii. Tymczasem pierwszym pokrzyżowacielem naszych planów okazał się deszcz. Gdy już mieliśmy wychodzić z McDonalda z nieba zaczęło siąpić. Wydawało się, że to Goteborg płacze z powodu naszego wyjazdu i nie chce nas wypuścić ze swych miejskich macek. Stwierdziliśmy, że nie warto ryzykować przeziębienia stojąc w strugach deszczu przy wjeździe na autostradę, no i raczej wątpliwe, żeby jakiś Szwed chciał sobie zamoczyć tapicerkę swojego wypucowanego na błysk Volvo sadzając na niej dwoje ociekających wodą krasnoludów. Postanowiliśmy więc jechać autobusem. I znów klops! Bilet na autobus jest, ale tylko jeden. Mimo, że jazda w autobusie pełnym Szwedek na pewno wydała się Bartowi kusząca, został ze swoją Sisi.
Nie wiadomo czy w nagrodę za porzucenie tej seksownej, blondwłosej pokusy, czy z innego powodu, ale deszcz tak jak nagle zaczął padać, tak samo nagle padać przestał. Mimo późnej godziny (była już 16) bardzo chcieliśmy wyjechać tego dnia z Goteborga. Więc co? Jednak autostop! Odjechaliśmy kilka przystanków od centrum (oczywiście wcześniej poszukując miejsca gdzie można kupić bilet, bo ani u kierowcy, ani w kiosku nie można. Możliwe jest to tylko w specjalnie oznaczonych punktach) i zaczęliśmy szukać miejsca na autostopowanie. Kręciliśmy się w tę i we wtę jak szaleni poszukując tabliczki z upragnionym napisem "Oslo". Kiedy już zaczynało nam brakować cierpliwości usłyszeliśmy za swoimi plecami "What are you looking for?". To był Chilijczyk, który nie dość, że pokazał nam, w którym kierunku biegnie autostrada do Oslo, to jeszcze polecił darmowe jedzenie. Na koniec zapytał oczywiście: "Are you catholic"? i szczerzył się jak głupi do sera słysząc nasze "Yes".
Po jakimś czasie znaleźliśmy dobre miejsce na autostopowanie. Dobre, czyli tuż przy wjeździe na autostradę, takie by kierowca miał miejsce na to, by swobodnie zjechać z drogi bez obaw, że ktoś "od tyłu" (bez skojarzeń) zrobi mu małą operację plastyczną samochodu, no i z dobrą widocznością (zakręty wykluczone). Bart znów pięknie wykaligrafował nazwę naszej miejscowości i zaczęło się. Tym razem nasza średnia była jeszcze lepsza. Po godzinie "łapanki" w krasnoludczym autostopowym świecie pojawił się Stefan i jego nowiutkie, wiśniowe Volvo. Stefan z uśmiechem pomógł nam zapakować bagaże do samochodu i obiecał podwieźć do Stenungsund, czyli niecałe 50 km, a potem wysadzić przy autostradzie.
Okazało się jednak, że plan sobie, a podróż sobie. Stefan okazał się być nie tylko malarzem i muzykiem, ale i eks hipisem, który w latach 60 przejechał autostopem kawał świata. Miał na swoim koncie 35 krajów, ale w Polsce był tylko przejazdem. Opowiedział nam sporo o Szwecji i Szwedach (non stop odwracając się do Barta, który znów wylądował z tyłu i kiedy tylko Stefan odrywał oczy od drogi, Sisi miała śmierć w oczach.No i tym razem to ona Sisi przeżywała katusze próbując nie zamarznąć, bo Stefan okazał się też fanem klimatyzacji nastawionej na temperaturę odpowiednią raczej dla niedźwiedzi polarnych, niż ciepłolubnych podróżników). Zapytał czy nie chcemy jechać tam gdzie on zmierza, czyli na wyspę Orust. Obiecał, że pokaże nam piękny most i powiedział, że naprawdę warto zobaczyć region Bohuslan. Widząc nasze miny mówiące "no i co tu kurde robić?", powiedział: "Jeśli to co robicie będzie tylko zmierzaniem od wyznaczonego sobie punktu do kolejnego punktu, to stanie się to kolejną wycieczką polegającą na odhaczaniu kolejnych miejsc na świecie. Podróży trzeba dać się ponieść. Nie myślcie za dużo. Życie, ludzie i okoliczności - to samo do was przyjdzie i wyznaczy wam trasę podróży.". Dlatego postanowiliśmy: JEDZIEMY!:)
Widok z mostu Tjornbron (zbudowanego w rekordowym czasie 17 miesięcy, po tym jak w poprzedni most zniszczył przepływający statek) okazał się być cudowny! Wbiło nas w podłogę, a gdy tylko zobaczyliśmy kamping położony tuż pod mostem w naszych głowach równocześnie pojawiła się myśl: "My tam chcemy nocować!". Stefan wysadził nas na stacji benzynowej i tuż obok przystanków autobusowych. Przed odjazdem zapytał czy wszystko mamy, bo "przecież nie ma naszego numeru telefonu". A my co? Postanowiliśmy wrócić na podmostowy kemping. Hop siup w autobus i w drogę z powrotem. Okazało się, że za przejazd nie możemy zapłacić gotówką, więc kierowca pozwolił nam przejechać te kilka przystanków za "free" i jeszcze wyskoczył za nami z autobusu, pokazując nam drogę prowadzącą do kempingu (bo znów wysiedliśmy pośrodku niczego, więc nasze zdezorientowane miny, aż krzyczały "niech ktoś nam kurde powie, gdzie iść!").
A tu w recepcji na kampingu ani żywej duszy. Na drzwiach mogliśmy przeczytać, że możemy wynająć helikopter oferujący widok na most i okolice, ale nam niepotrzebny kurna helikopter, tylko miejsce, żeby gdzieś ułożyć zmęczone, podróżnicze kończyny i inne takie tam. Po półgodzinie marszu w pełnym, plecakowym rynsztunku Sisi padła na trawę i oświadczyła, że dalej nie idzie, bo nie ma siły i już. Koniec, kropka i amen w pacierzu. Więc Bart musiał coś wykombinować Całe szczęście, że dostrzegł górkę tuż obok wjazdu na kemping, na której mogliśmy się schować przed ciekawskimi oczyma ludzi. To była nasza druga noc "na dziko", ale warto było. Zdjęcia mostu i jego okolic możecie zobaczyć poniżej, a region Bohuslan polecamy jako szwedzkie "must see":):):)
Z dialogów Sisi i Barta:
Na kampingu.
Sisi: Ja idę na siku, a ty weź jeden dzień more (*jeden nocleg więcej)
Bart strasznie głodny chciałby iść coś zjeść, więc udaje, że wróży Sisi z ręki, by namówić ją na jedzonko.
Bart: Widzę to! Jesteś w podróży. Masz wspaniałego, przystojnego, inteligentnego chłopaka. Widzę też strasznie długą linię głodu...
WIĘCEJ ZDJĘĆ (I FILMIKI:):):)) JUŻ NIEDŁUGO!:):):)