W piątek wieczorem wylądowaliśmy na kampingu w Lerum. To miejsce położone nad jeziorem Aspen i zasiedlone przez stada wyrośniętych komarów (jeśli myślicie, że pobyt nad jeziorem będzie mega romantyczny, najpierw pomyślcie o komarach wgryzających się w Wasze pośladki i inne części ciała).
Goteborg to sporej wielkości miasto portowe (ponad 500 tys. mieszkańców) z zamotaną komunikacją i mieszanką ludzi o różnych narodowościach. Żeby je dogłębniej zwiedzić kupiliśmy sobie City Goteborg Card na 72 h. Dzięki niej mogliśmy poruszać się komunikacją miejską, włączając w to pociągi oraz mieliśmy "darmowy" wstęp do wielu muzeów i za "friko" korzystaliśmy z różnych atrakcji. Nam najbardziej podobało się Universum (coś jak nasze Centrum Nauki Kopernik), wycieczka łodzią Paddan i widok na całe miasto z paskudnego 86 metrowego budynku nazywanego przez mieszkańców "lipstick", czyli szminka (dlaczego, to już zobaczycie na zdjęciach). No i oczywiście Muzeum Volvo, które gorąco polecamy, i to nie tylko zapalonym miłośnikom motoryzacji. Bardzo fajne miejsce!:) No i nie dajcie sobie wmówić, że można tam dojechać takim połączeniem jakie podane jest na ulotce tego muzeum. Wystarczy, że na dworcu głównym wsiądziecie w autobus nr 156, a wtedy ekspresowo dotrzecie do muzeum.
Jednak naszym celem w Goteborgu stało się upolowanie PIEROGÓW. Bart wyczytał kiedyś, że w tym mieście znajduje się prowadzona przez
Polaków restauracja "Krakow". Dlatego opętani wizją pysznych pierogów (Sisi z malinami, truskawkami albo jagodami, a Bart z mięsem albo z kapustą) gnaliśmy jak szaleni w kierunku "Krakowa". Sisi całą drogę powtarzała "Jak ja bym zjadła pierogów mojej mamy" i "Jak ta speluna będzie zamknięta, to tam komuś przyłożę". Z powodu zerwanej trakcji tramwajowej objechaliśmy dwa razy Goeteborg, więc dotarcie do ulicy, gdzie znajdować się miał Kraków, zajęło nam dwie godziny (ale byliśmy mega zdeterminowani). Po drodze zaczęliśmy wymyślać co może być z tą restauracją nie tak. A to, że pewnie już dawno wyburzyli tę kamienicę, a "Krakow" przenieśli do Stockholmu. A to, że pewnie Polaków wykurzył jakiś Turek z kebabami albo Chińczyk i jego sajgonki. Jednak po ponad dwóch godzinach wreszcie zobaczyliśmy napis "Krakow". Sisi prawie urwała Bartowi rękę w szalonej pogoni za pierogiem! A tam co? Gucio! Okazało się, że restauracja jest zamknięta, a właściciele wyjechali na wakacje i wrócą w sierpniu. Pozostało nam tylko marzenie o pysznym, pachnącym pierogu! (*Sisi musi zamówić te pierogi u swojej genialnie gotującej mamy:))
A skąd Pener i Obwieś? Pener to Sisi. Bart śmieje się z niej, bo w namiocie robi sobie ona posłanie z gazetek, ulotek i mapek (i dopiero na tym kładzie sobie ręcznik i poduszkę skonstruowaną z polarowej bluzy). Sisi twierdzi, że dzięki temu nie jest jej tak chłodno od ziemi. A Obwieś? To Bart, który jest OBWIEŚony bagażami (często nosi nie tylko swoje bambetle, ale i rzeczy Sisi, która wie jak się urządzić;)).
Z dialogów Sisi i Barta:
Po wizycie w Muzeum Volvo. Bart: Ja to cię widzę jako kierowcę tira. Byłabyś ulubienicą wszystkich na CB radio.
Bart wylicza funkcje jakie pełnimy w podróży dookoła kulki: Ty jesteś od komunikacji miejskiej. Ja od planowania czasu i zarządzania finansami.
SISI: Ja to jestem głównie od marudzenia!