I tak trafiliśmy do Bergen, miasta gdzie non-stop pada. Deszcz jest tu obecny jakieś 250 dni w roku, choć niektórzy twierdzą, że ta liczba dochodzi nawet do 300. Tymczasem mieszkańcy Bergen mówią, że „kilka kropel to nie deszcz“ i żadne kapuśniaczki czy inne zupy im niestraszne. Pomykają ulicami w różnokolorowych kaloszach, z parasolkami w dłoniach i w przeróżnych nakryciach głowy mających ochronić ich przed spadającą z nieba wodą. Bart stwierdził, że psychologowie z całego świata powinni uczyć się języka norweskiego i przyjeżdżać do Bergen, by tu wyciągać z depresji zdołowanych aurą Norwegów. Polak też może załapać tutaj dołek. Nie tylko z powodu pogody, ale i dlatego, że kawałek ciasta czekoladowego w knajpce kosztuje 60 zł. Depresja murowana!
Kiedy dotarliśmy do Bergen nie padało. Niestety drugiego oraz trzeciego dnia tradycji stało się zadość i nieźle nas zmoczyło. Całe szczęście deszcz nie zmył nam namiotu, ale z Bergen zmywamy się my! Mimo, że chatynki Bryggen bardzo nam się podobały, a zjedzenie zupy rybnej i fiskekaker (skandynawskie ciastka rybne) na targu rybnym było fajnym przeżyciem, to tygrysy zdecydowanie wolą słońce. Dlatego w poszukiwaniu słonecznych promieni ruszamy jeszcze kawałek na północ:) A więc uwaga! Słoneczko, nadchodzimy!
P.S. W Bergen Bart uczynił swoje rodzinne miasto państwem. Kiedy pani z recepcji kempingu spisując dane Barta z jego dowodu, zapytała Barta o country (*państwo) Bart bez zastanowienia wypalił: Grudziądz! Pani lekko zdezorientowana szybko poszła do swojej koleżanki zapytać ją czy zna takie państwo (*na państwo afrykańskie, mimo opalenizny, jeszcze nie wyglądamy). Sisi lekko zbita z tropu do Barta: Ale przecież country to kraj! Bart czym prędzej poprawił tę nieścisłość. Jednak w ten sposób Grudziądz, choć na moment stał się państwem.
P.S.2. Już wkrótce nastąpi przerzut leków z Polski. Udało się umówić z paniami z Kempingu Lona, że na ich adres zostaną przysłane leki, po które wrócimy 30 lipca. Mimo, że na razie czekamy na leki, to Sisi czuje się już dużo lepiej:)
P.S.3. Dziękujemy wszystkim, że jesteście z nami. Każdy komentarz, wiadomość czy sama świadomość, że nas czytacie to dla nas wielka radocha:) Mamuttatut i milkaaa - ściskamy i całujemy. Wasze wsparcie jest dla nas mega ważne! Weruczek, trzymamy kciuki za Ciebie i Tadzika:* MM, chyba należy Ci się nagroda dla najczęstszego komentatora miesiąca. Darek Szpakowski przy Tobie wysiada! SiwaEfik, Fumfel, Madzia - nasze serducha są z Wami. Rodzinko i znajomi Sisi i Barta - Wspaniale, że jesteście! Seebra, Archive'owe ściskacze:* Moniś P. i jej mamo - cieszymy się, że Wam się tu podoba. Zula, BoRa, pikoszki - dziękujemy, że towarzyszycie nam w podróży. I wszyscy inni! Tym co się ujawniają i tym, którzy tylko podczytują! Dziękujemy, że jesteście!:)
Z dialogów Sisi i Barta:
Na targu rybnym w Bergen.
SISI: O! Ta ryba wygląda jak ta, noo... Ryba pompowaczka.
BART: Cooooooo? Jaka ryba? (krztusi się ze śmiechu)
SISI: No pompowaczka. Taka co ją można nad Bałtykiem kupić ze straganu. Napompowana i z kolcami. Ryba pompowaczka!
Leżymy w namiocie. Na zewnątrz oczywiście leje.
BART: Co to za miasto! Ja mam w du*ie te zabytki, jak tu tak leje!
Bart podgrzał jedzenie z puszki. Na puszcze wszystko napisane jest po norwesku, więc do końca nie wiadomo co mamy właśnie zjeść.
BART: Mam nadzieję, że w tej puszcze nie ma jedzenia dla psów. (po chwili zastanowienia) A nie! Jest widelec narysowany na etykiecie, a psy chyba nie jedzą widelcem, nie?
Bart dostał sms od przyjaciół. Napisali w nim między innymi „Dbaj o Sisi, żeby była zdrowa“. Reakcja Barta: No przecież dbam do chole*y, no!
W Norwegii na kempingach, żeby umyć się pod prysznicem potrzebne są „tokeny“. Jeden token to 5 minut prysznica.
Bart: Starczył ci dziś ten jeden token?
Sisi: No! I jeszcze mi zostało czasu. Jak się myłam, to sobie liczyłam. 1,2,3,4, 5, 6,7...
Bart: I tak podczas całego mycia?
Sisi: No! A co?
Bart: Nic.