Wtorkowy dzień przeznaczyliśmy na tuptanie po Kopenhadze. Po pełnym wrażeń dniu w Tivoli chcieliśmy odsapnąć. 9 godzin na nogach dało nam się nieźle we znaki, no i przede wszystkim w nogi, dlatego postanowiliśmy, że powolutku, pomalutku, a nawet wręcz się nie poruszając pospacerujemy po stolicy Danii. Plan spalił nam jednak na panewce, bo od kościółka do kościółka i od zabytku do zabytku przedreptaliśmy dobre 9 kilometrów. Pod koniec dnia Sisi, która zawsze upiera się, że chce jak najwięcej zobaczyć, padła. Usiadła na jakimś kamlocie (*słowo to w grudziądzkim slangu oznacza duży kamień) i stwierdziła, że ona dalej nie idzie.
Bywają takie dni kiedy zmęczenie, ból i świadomość tego jak wiele ograniczeń narzuca niepełnosprawność wywołuje w człowieku dziwną mieszaninę złości, bezradności i smutku. Dusza jest z natury wolna i spragniona wciąż nowych przeżyć, a ciało jest dla niej nieznośną klatką, która wciąż o sobie przypomina mówiąc:" STOP! Tego nie możesz, tam nie wejdziesz, tego nie zrobisz, teraz zabolę cię tak, że odechce ci się wszystkiego". Masz wtedy ochotę odpiłować sobie tępym nożem bolącą nogę albo z całej siły walnąć jakimś młotkiem w obolały kręgosłup nakazując mu, żeby przestał się wygłupiać i już nie bolał. Całe szczęście chwila odpoczynku, kilka chwil w niedźwiedzim uścisku Barta-wspieracza i przystanek autobusowy na horyzoncie sprawiły, że w Sisi wstąpiły nowe siły. Podreptaliśmy powoli do autobusu postanawiając, że kolejny dzień będzie dniem leniucha, kiedy będziemy nabierać sił.
Jednak mimo zmęczenia byliśmy zadowoleni z tego dnia. Zobaczyliśmy kawał Kopenhagi. Ratusz, kopenhadzką katedrę, kilka kościołów, zamek Rosenborg, zamek Amalienborg, Operę, zabytkową dzielnicę Nyhavn, no i oczywiście obowiązkowy punkt programu, czyli posąg małej syrenki - bohaterki jednej z baśni Andersena. Rzeźbę będącą jednym z symboli Danii, ufundował syn założyciela browaru Calsberg - Carl Jacobsen. Syrenka siedzi sobie na kamieniu w kopenhaskim porcie już od 99 lat. Jej syreni żywot pełen jest jednak skandali. W 1961 roku syrenka nabrała czerwonych barw i założyła biustonosz, dwukrotnie straciła też głowę, a raz ramię. Oprócz tego wdziała krowi łeb, a innym razem ubrała się w muzułmańską burkę. Oczywiście wszystko to za sprawą wandali, którzy szczególnie upodobali sobie tę rzeźbę.
Oprócz zwiedzania standardowych miejscówek w podróże wpisane są także dodatkowe bonusy, takie jak koncerty, festiwale czy spotykanie po drodze znanych osób. Nam przydarzył się taki bonus. W kopenhaskim porcie zacumował największy szkolny żaglowiec świata - czteromasztowy Siedow. Mieliśmy radochę mogąc go sobie obejrzeć. Dla Sisi dodatkowym bonusem byli także przystojni rosyjscy marynarze spacerujący tego dnia po całej Kopenhadze:)
Wygrzebaliśmy w końcu prezent, który dostaliśmy od przyjaciół, czyli polską flagę z napisem "Sisi and Bart. Travel around the world" i nie omieszkaliśmy się z nią obcykać, gdzie tylko się dało;) A co!:) Czasem trza się polansować;)
Kolejny dzień, czyli dzień leniucha, tym razem spożytkowaliśmy dosyć pożytecznie. Sisi wreszcie wyszorowała się z kilkudniowego brudu. Potem zrobiliśmy pranie w mydle, bo żadne z nas nie zgłosiło chęci dźwigania paczki proszku do prania. Stwierdziliśmy za to, że podróżowanie ćwiczy w nas kreatywność. Uwijaliśmy się jak mróweczki kiedy trzeba było wykombinować jak porozwieszać pranie. Uaktywnił się wtedy mały McGaywer Sisi, która powiesiła majtole i skarpety na sznurku od namiotu obwiązując je innym sznurkiem, tak aby nie porozwiewał ich wiatr. Sposób okazał się skuteczny, bo nasza bielizna nie wylądowała nikomu na twarzy, ani w innym równie dziwacznym miejscu.
Z dialogów Sisi i Barta:
Sisi wgramalając się totalnie zmęczona do naszego mini-namiotu: O Boże! Jak to dobrze, że my jesteśmy tacy mali! (*dla przypomnienia nasze krasnoludcze ciała mierzą: Sisi 147 cm, Bart 160 cm)
Bart:Ja to powoli staję się takim globtroterem.
Sisi: Dlaczego?
Bart: Bo zapuszczam brodę i nie zawiązuję butów z rana.
(Sisi wpada w śmiechawkę, bo nijak nie może pojąć co niezwiązywanie butów może mieć wspólnego z byciem globtroterem)