Minął prawie tydzień od kiedy paskudne choróbsko trzymało nas mocno w swoich zawirusowanych łapskach. Ból gardła, gorączka, prychanie, kichanie, smarkanie, zakaszlenie - to wszystko nie sprzyjało ruszaniu się z kempingu w Reykjaviku. Z żądnych przygód podróżników, staliśmy się dwoma skapciałymi kulkami zarazków, a nasz namiot siedliskiem bakterii. Niestety nie ma widoków na to, że wkrótce się to zmieni. Dlatego postanowiliśmy przeinaczyć trochę nasz plan podróży. Zamiast okrążenia Islandii, będziemy robić sobie krótsze lub dłuższe wypady w interesujące nas miejsca. Na pierwszy ogień poszło południowe wybrzeże (w tym wodospad Skogafoss. Islandczycy mawiają, że za kurtyną spadającej z hukiem wody znajduje się jaskinia, a w niej ukryta jest skrzynia ze skarbem. My go nie szukaliśmy, ale jeśli ktoś ma ochotę pobawić się w skarbowego łowcę, to zapraszamy do Islandii;)) lodowiec Vatnajokull i jezioro lodowcowe Jökulsárlón.
Lodowce pokrywają aż 12% powierzchni Islandii, a Vatnajokull to ten „the biggest one". Poza tym Vatnajokull to największy lodowiec w Europie i trzeci pod względem wielkości na świecie. Jego powierzchnia to aż 8400 km2 (to tyle co powierzchnia wszystkich lodowców w całej Europie), a grubość dochodzi nawet do 1 km. Na Islandii można spróbować swoich sił w chodzeniu po lodowcu. Ale nie tylko! Islandczycy kochają po lodowcach jeździć. Zapuszczają się na nie samochodami z ogromniastymi kołami, które chłepczą paliwo jak smok (jakieś 60 litrów na 100 km). Ich ulubione pytanie to: "czy tam się da wjechać?". I sprawdzają to!:)
Natomiast jezioro Jökulsárlón powstało zaledwie 50 lat temu, kiedy lodowiec zaczął topnieć z powodu ocieplającego się klimatu. Odpadające od niego kawały lodu z trzaskiem wpadają do jeziora, by potem spłynąć bezpośrednio do oceanu znajdującego się o rzut beretem od lodowca. Na brzegu jeziora zobaczyć można wylegujące się foki. Miejsce to cieszy się powodzeniem wśród filmowców. Kręcono tam między innymi sceny do filmów "Lara Croft:Tomb Raider", "Batman -początek" oraz "Śmierć nadejdzie jutro" (film o Jamesie Bondzie).
W trakcie podróży widzieliśmy też wiele wulkanów. Naszym oczakom ukazał się między innymi Eyjafjallajökull, który w 2010 roku przez swoje wulkaniczne „kichnięcie" wywołał bałagan w ruchu lotniczym w całej Europie . Choć dla Islandczyków to był mały pikuś. W 1783 roku ekplodował wulkan Skaptar, który zniszczył zbiory i zapasy na całej wyspie oraz zabił wiele zwierząt. W wyniku tego na Islandii zapanował głód powodujący śmierć 1/5 populacji wyspy. Jednak Islandczcy żyją w zgodzie z żywiołem, która płata im tak wiele figli. Na przykład w drodze do lodowca przejeżdżaliśmy po prowizorycznym drewnianym moście. Poprzedni został zniszczony trzy tygodnie wcześniej przez wylew lawy. Odbudowany ma zostać jesienią. Dla Islandczyków to norma jednak norma i mówią oni o tym tak spokojnie jakby wymieniali składniki swojego ostatniego śniadania. Co ciekawe, kiedy prowizorycznego mostu jeszcze tutaj nie było, autobus pełen turystów próbował przeprawiać się przez rzekę. Niestety w niej utknął. Stadko przerażonych turystów musiało wdrapać się na dach autobusu i czekać na inny pojazd, który miał ich wyciągnąć z kłopotów. Ot norma na Islandii!:)
Z dialogów Sisi i Barta:
Bart: O! Leci samolot!
Sisi: Dużak?
Bart: Nie, mniejszak.
Bart i Sisi zajadają hot-dogi (ich tradycyjny obiad na Islandii). Nagle kiełbaska z hot-doga Sisi wyślizguje się z bułki i ląduje na ziemi. Sisi szybko ją podnosi, obciera z drobinek piachu i z powrotem umieszcza w bule. Chwile potem ze swą słoniakową gracją Sisi upaćkowuje się keczupem.Reaguje jednak ze stoickim spokojem mówiąc: Zjadłam już kiełbaskę z ziemi, to mogę też chodzić brudna.
Sisi i Bart przeglądają zakoszone z informacji turystycznej mini przewodniki po Islandii. Dzieci poniżej pięciu lat mają wszystkie atrakcje, wycieczki i przejazdy za darmo. Bart rozmarzony: Być dzieckiem od zero do pięciu lat. Ach! Marzenie!